Wyjątkowo nieobsceniczny wpis.
Wszystko wskazuje na to zatem, że przeżywam drugą młodość. Pierwszą tłamsiłam, drugiej dam trochę poszaleć. Nie przewiduję farbowania na zielono, tatuaży z głębokim przesłaniem ani dziurawienia twarzy kolczykami, chciałabym natomiast wybrać się na koncert. Ostatnio straciłam przed nosem Lacrimosę, która występowała w Wegorzewie (!), z tym, że była to strata świadoma. Wiedziałam o ich wizycie kilka dni w przód, więc istaniała nawet szansa zdobycia biletów, ale wizja obcowania ramię w ramię z różnymi dziwnie przebranymi i niekoniecznie zrównowazonymi emocjonalnie stworzeniami napawała mnie przerażeniem. Po prostu nie ufam ludziom z ćwiekami na szyi i łańcuchem pomiedzy nosem a uchem. Umówmy się też, że normalni ludzie nie słuchają takiej muzyki. Ja pretendując zresztą do tego grona też zaprzestałam, ale usłyszeć ich na żywo, to jednak byłoby wydarzenie. Pamiętam jak w drugiej klasie liceum wybrałam się na koncert Raz, Dwa Trzy, myślałam, że nie zachwyci mnie to bardziej niźli słuchanie ich płyt na domowej podłodze, a tymczasem było naprawdę przytłaczająco. Jest różnica w słuchaniu muzyki na żywo i to ogromna. Dlatego, choć byłam zniechęcona wspomnieniami z jeszcze wcześniejszej młodości (koncert Kultu, koncert Akuratu) zapałałam chęcią ponownego dotknięcia muzyki w plenerze. Jedyny problem jest taki, że pani Nergalowa mnie nie kręci i nie kręcą mnie inne gwiazdeczki polskiego showbizu, więc mam bardzo ograniczony wybór. Oczywiście, są jeszcze wykonawcy bardziej ambitni i awangardowi, tacy, którymi można się chwalić na fejsbuku, aaale tu z kolei boję się tej ambitnej i awangardowej widowni. Jest poezja śpiewana, ale nie chcę nią sobie zawracać głowy w wakacje, dajmy odpocząć mojej melacholii. Moja sytuacja jest zatem ciężka, lecz nie beznadziejna. Większość z was pewnie nie wie, o co mi chodzi, ale kłopoty z komunikacją ze światem nie pojawiły się u mnie wczoraj, więc nie będziemy płakać. Otóż, przed kilkoma dniami doświadczyłam grupy muzycznej co to się zowie Gogol Bordello. Grupa ta pochodzi z Nowego Jorku, jej liderem jest niejaki Eugeniusz Hutz (to chyba pseudonim) o skomplikowanej genealogii zrodzon na Ukrainie, którego pokochałam całym sercem od pierwszego ujrzenia, więc miejcie się na bacznosci dziewczyny. Jezu, ja to zawsze zbłądzę, chciałam napisać, że to "punk-rock z elementami cygańskimi", tak twierdzi Wikipedia, a z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że to straszne darcie mordy, ale rzeczywiscie jest w tym coś cygańskiego, więc w moim uchu to brzmi. Gogol Bordello ma wystąpić 20 sierpnia w Lipsku, 800 kilometrów od Olsztyna, 10 godzin jazdy od domu. Jest niedopuszczalnym aby młoda dama (aaaaahhahahahahaa!) wypuszczała się sama na takie koncerty, jest niemożliwym by młoda dama uciekła nocą na ten koncert, więc muszę znaleźć kompana. Wszyscy wiemy, że go nie znajdę, nawet Stanisława wtenczas nie będzie w Polsze, więc albo poznam kogoś przez Internet (a nie poznam) albo, albo nic. Wezmę to na fejsie zareklamuję, a nuż...:/ Eheheheeheheheeh! Zły losie! Świecie! Te, młoda damo! A może bys tak się wybrała z Itą na Mazury : > Mazury były kiedyś niemieckie, więc mówisz, że jedziesz na Mazury, jesteś w Lipsku a kłamstwo od razu wydaje się mniejsze, tu pełno Niemców i tam pełno Niemców! A Ita jest naszym człowiekiem, więc dochowa mojego sekreciku. Nieee... głupio. W takich momentach nie lubię mojego wyindywidualizowania z rozentuzjazmowanego tłumu. A to już za biletami by się trzeba bylo rozejrzeć:/
A w październiku Nick Cave z zespołem w Berlinie, kolejna okazja do zamążpójscia : >