Gorzko pachnie kapriforium.
Nigdzie nie idę. Zbytnio przytłacza mnie świadomość, że listopad zaczął się kończyć, a ja w dalszym ciągu nie podjęłam się nawet przeczytania spisu treści w podręczniku do historii Polski, o prawoznawstwie i prawach człowieka nie wspominając. Prócz tego przestraszyłam się, że całe to spotkanie o Bałkanach będzie organizowane w skromnym gronie Akademickiego Klubu Turystyki i znów poczuję się jak intruz. Zaliczam zjazd. Zauważylam, że ludzie nie tylko mnie nie kochają, ale się mnie wręcz boją. Nie rozumiem tego, przecież nie mam 3 oka na czole ani 5 ręki na plecach. Dyskwalifikują mnie na samym starcie wyłącznie z tego błahego powodu, że nie chodzę po ulicy z uśmiechem, który mógłby zdradzać, że właśnie urwałam się z oddziału zamkniętego. Wystarczy, że się spojrzę, a już siadają 2 miejsca dalej ode mnie, niepojęte! Albo inny przykład z życia: mój współlokator, 6 dni zwlekał z zapłaceniem za czynsz, aż dzisiaj patrzę, a pieniądze leżą na kuchennym stole z przyczepioną karteczką zatytułowaną "za czynsz" i opatrzoną kurtuazyjnym uśmiechem, podczas gdy ja cały czas byłam w pokoju (o czym doskonale wiedział) i wystarczyło tylko zapukać! Szkoda, że nie wysłał tych pieniędzy pocztą, może szybciej by doszły. Co za ludzie, co za świat! Przecież ja nie gryzę, jestem niebywale tolerancyjna, jestem wręcz źródłem tolerancji, tyle tolerancji co ja mam, nie ma nawet Kampania Przeciw Homofobii! Owszem, zdarza mi się w myślach niepochlebnie wyrażać o ludziach, ale kto tego nie robi! Gdzież, ach, gdzież mam wylać moje morze miłośći?