Szemrane tango.
Nie znalazłam męża, ale miałam zwid. Problem w tym, że czuję pewne ograniczenie w pisaniu o tym zwidzie i nie mogę swobodnie przedstawić tutaj całego wachlarza emocji, jakich zdołał mi on - bo był to zwid płci męskiej - dostarczyć. Wielce wątpliwe, że to ten, którego podejrzewam, ale fakt, że usiadł w tym samym rzędzie co ja i miałam wrażenie, że się na mnie patrzy, zdaje się jednak potwierdzać jego tożsamość. Szkoda, że wolał patrzeć niż wykonac jakiś gest, nad którym mogłabym się rozwodzić na blogu przez kolejne tygodnie. No, także zwid zawiódł, publika zawiodła, nikt nie rzucał butami, ani nawet inwektywami. Nie było ani chleba, ani igrzysk. Do końca jednak liczyłam na jakiś nagły zwrot akcji, chociażby na to żeby, ktoś się zaczął dusić, ktoś spadł ze schodów, już byłoby ciekawiej, ale nie... Przez bite 2 godziny kandydaci prowadzili arcykulturalny dyskurs, co zresztą odbiło się na tempie w jakim ludzie zaczęli opuszczać salę. Uwagę mógł przykuwać regularny chichot obecnego prezydenta, którym reagował na wszelkie aluzje odnośnie swojej nieudolności, ale i to nie zagwarantowało mu serc topniejącej z minuty na minutę publiki, która zresztą też - prócz wspomnianego zwidu, nie zachwycała. Było trochę starszego wina, był wygladający z semicka prowadzący, ale miałam wrażenie, że znaczna część audytorium to licealiści. Jeden się nawet do mnie odezwał z pełnym wzgardy pytaniem czy "ten koleś" (ze wskazaniem na prowadzącego debatę) ze mną studiuje, ale po moim zaprzeczeniu, nie doszło do dalszej rozmowy. Rzeczywiscie, kierujący debatą miewał pewne irytujące momenty, ale wybaczam mu. Całym sercem mu wybaczam, o ile się ze mną umówi. Ha, ha, ha, bardzo zabawne. Ach te moje żarciki. W każdym razie wobec tych okoliczności, nie mam zbytnio o czym pisać. Zanosi się na to, że samotne spacery na stałe wpiszą się w harmonogram mojego dnia. Jest to zresztą całkiem sprytny wybieg wobec mojego współlokatora, gdyz w ten sposób pozwalam mu myśleć, że mam jakiekolwiek życie towarzyskie i w pewnym sensie buduję jego poczucie bezpieczeństwa. Nie wiem skąd ten altruizm, tym bardziej, że już 6 dzień zwleka mi za zapłatą za mieszkanie, powinnam chyba pomyśleć o jakichś odsetkach...
Eheu, chyba powinnam się zająć sentencjami na łacinę, ale tak kombinuję żeby jednak zrobić to z rana, ale z rana mam prawoznawstwo, na którym nie byłam już od niepamiętnych czasów, później jeszcze ekonomię, na którą chodzę próbując jednoznacznie stwierdzić czy prowadzący ma problemy z alkoholem, bo nadzwyczajna czerwień dominuje w kolorycie jego twarzy, ale niektórzy tak mają i bez picia, więc jutro, o ile wstanę na prawoznawstwo, nie będę miała czasu się nauczyć, a pani magister przybrała jakiś niepokojący ton, więc.... co za bzdury, kogo to obchodzi. Niechże się coś stanie.
Edit, edit edit! Z ostatniej chwili: dlaczego nikt nie raczył mnie poinformować o Camerimage w Bydgoszczy?! Nie wpółpracujesz ze mną świecie, znowu!
Jutro o Bałkanach mówić będą. Idę. Co mi szkodzi. Jak się rozpędzę to jeszcze na przesłuchanie do spektaklu trafię, na pohybel światu, ale na odwagę przydałby się porządny kac.