O wieczornych Alutki spotkaniach...
Zadanie na dzisiejszy wieczór: wyryć sobie nożem kuchennym na czole zdanie "nie będę umawiać się przez Internet". Wszyscy normalni ludzie powtarzają mi od niepamiętnych czasów by tego nie robić, a ja mimo to w dalszym ciągu z uporem maniaka wchodzę na te przeróżne czaty i portale. Płomienna jest jednak moja wiara i ogromna jest moja desperacja, skoro wciąż nie ustaję w poszukiwaniach i wciąż liczę na to, że wśród tego bezmiaru ludzi dziwnych, odnajdę lub zostanę odnaleziona przez księcia z Zasiedmiogórogrodu. To chyba też jeden z powodów, dla których piszę tutaj, choć założę się, że akurat lektura tego bloga raczej adoratorów mi nie przysporzy. W kazdym razie nie ma sensu zarzekać się i przyrzekać, że nigdy już nie umówię się przez Internet. W moim przypadku musiałoby się stać coś naprawdę strasznego bym zaprzestała owej praktyki.
Na pewno taką rzeczą nie było moje dzisiejsze spotkanie z panem Dawidem, ale pół godziny z mojego życia minęło, a okropne rozczarowanie wlało się do serca mego. Jak już pisałam mieliśmy się spotkać wczoraj, ale w ostatniej chwili się rozmyśliłam, po raz drugi zresztą, ale jako, że rzadko spotyka się takie konserwatywne kąski, postanowiłam przenieść to na dzisiejszy wieczór. Było jak za starych dobrych czasów, kiedy to przed takimi spotkaniami sen się mnie nie trzymał, a umysł trzeźwo nie myślał, byłam naprawdę przejęta i zaczynałam już myśleć o ślubnej sukni, lecz nadeszła ta nieszczęsna godzina, godzina spotkania na schodach przy auli UMK i okazało się, że fajerwerków nie ma. Dawid to... powiedziałabym chłopek roztropek, ale moja definicja różni się nieco od tej powszechnie przyjętej. Chodzi mi o taki typ wiejskiego inteligenta. Przy czym wcale nie chcę oceniać jego ilorazu, po prostu takie odniosłam wrażenie. Chociaż z wychwytywaniem ironii miał chyba problemy, a to już gorzej świadczy o człowieku, ale dość już złośliwości na dziś. No, chyba, że jeszcze mamy napisać o jego wyglądzie. Oczywiście, po prostu to oczywista oczywistość i oczywistość, że był człowiekiem niskiego wzrostu (średni to i tak dla mnie niski wzrost) i skromnej budowy ciała. Z twarzy przystojny, tym bardziej, że gościł na niej lekki zarost, ale niestety ogólne wrażenie niekorzystne. I biały sweter. Nie lubię białych swetrów u mężczyzn, chyba że jesteśmy umówieni na golfa albo mecz tenisa, ale na co dzień białe swetry do niczego nie pasują, chyba tylko na wyjście do klubu techno. Gdyby mądrze i ciekawie gadał byłaby to sprawa drugorzędna, ale niestety mądrze nie gadał, mną zbytnio zainteresowany też nie był, do miana przystojnego brakowało mu kilkunastu kilo i centymetrów, więc dla zachowania pozorów wzajemnej sympatii okrążyliśmy osiedle uniwersyteckie i wróciliśmy do swoich miejsc aktualnego zamieszkania. Osobno, żeby nie było. Chociaż... Nie, żadnego chociaż. Dosyć spotkań przez Internet. Trochę szacunku miej dla siebie , Alutku, na litość Boską! Hmm.. to jaki by tu sobie wymyślić nick... szukam-magistra-19ona?
Wiecie co wczoraj znalazłam w szafce kuchennej? Małego przyjaciela, który odłączył się od reszty swoich przyjaciół, z którymi nocami ucztował w moich zapasach żywności - karalucha. Niech mi obrońcy praw zwierząt wybaczą, ale mając w niskim poważaniu jego prawo do życia, jednym zamaszystym ruchem packi na muchy i kilkoma mniejszymi (tak się zastanawiałam, gdy się wprowadzałam, dlaczego ona tam jest, teraz niestety już wiem) przeprawiłam go na drugą stronę tunelu. Niestety, moje poczucie bezpieczeństwa zostało bezpowrotnie utracone i chyba mam prawo bać się spać samej:>