Widoki na wrzesień...
Siedzę, jem ciastka i popijam je herbatą na odchudzanie. Od wyjazdu Stanisława zapuściłam się strasznie i nie wiem co to będzie jak wróci niebawem i zechce się spotkać. To co prawda bardzo wątpliwe, że będzie chciał się spotkać, bo nasza znajomość, szczególnie po ostatnim spotkaniu jednoznacznie zamknęła rozdział koleżeństwa otwierając rozdział... hmm, wspólnego zabijania nudy bez zobowiązań i mam wrażenie, że on się obawia, że ja się zbytnio zaangażuję, więc trzyma dystans. Niepotrzebnie zresztą, bo choć przez chwilę chciałam z nim być, to później zorientowałam się, że w perspektywie kolejnych 20 i więcej lat, wcale by mi taki kompan nie odpowiadał. Za stara jestem na takie przelotne romansiki, chociaż w życiu nigdy nie wiadomo czy przelotna znajomość nie zamieni się w prawdziwą miłość a zażyła znajomość mająca znamiona prawdziwej miłości w przelotny romans. Swoją drogą, mam wrażenie, że pokochać można każdego, a "prawdziwa miłość" to zjawisko wymyślone na potrzeby marketingu, opium dla mas, by mogły myśleć, że kieruje nimi coś więcej niźli potrzeba zaspokajania popędu. Niepotrzebnie jednak się tutaj mądrzę, to już zamknięty rozdział.
Niespodziewanie natomiast odnowiła się moja znajomość z panem basistą, o którym pisałam przed rokiem na jednym z moich blogów (bodajże "Wakacje 2009"). Pisaliśmy ze sobą średnio intensywnie w formie mejli aż do późnej zimy, kiedy to zaczęłam udawać, że przygotowuję się do matury. W rzeczywistości nie chciało mi się z nim korespondować, gdyż nie wyróźniał się przesadnie bystrością ani żartem i jak sam się przyznał miał dziewczynę. Ku mojemu zdziwieniu jednak co jakiś czas przypominał o sobie jakimś krótkim mejlem, które ja pozostawiałam bez odpowiedzi i trwało to tak do tego lata, kiedy to z nudy postanowiłam mu odpisać. Dowiedziałam się, że nie ma już dziewczyny i chętnie by się ze mną spotkał, choć nie wie gdzie, skoro dzieli nas 400 km. Jako, że odpowiadałam na tą wiadomość krótko po zorientowaniu się, że od 15 września moge się urwać z rodzicielskiej smyczy, cóż mogłam zrobić, zaproponowałam mu by jechał ze mną do Czech. Pan basista oczywiście się zgodził i teraz mam problem. Pewnie nie przypadniemy sobie do gustu, on jak mniemam będzie mrocznym chłopcem z długimi włosami (nie widzieliśmy jeszcze swoich zdjęć), a ja, wbrew jego wyobrażeniom, nie będę przybraną w czerń wiotką brunetką, więc już po 5 minutach każde z nas będzie chciało wsiąść do innego pociągu. To był zupełnie poroniony pomysł, Alutko! Najbardziej mnie jedna ciekawi jak sobie zorganizujemy nocleg, naprawdę interesujący temat...