Albania calling.
Napiszę, nie napiszę, napiszę, nie napiszę, napi... Eheu!... Na samą myśl o pisaniu notki się peszę. Nie żebym miała coś za kołnierzem, jakieś kompromitujące historie, po prostu straciłam moją kosmiczną energię i boję się, że ktoś to potwierdzi (nawet nie próbujcie zaprzeczać). Im więcej piszę, tym bardziej prawdopodobne, że poniosę klęskę. Wypadałoby znów zacząć pisać o miom życiu. Nie o marzeniach, choć to oczywiście nieodłączna jego część, ale zdecydowanie przedłożyć literaturę faktu nad bajkopisarstwo.
Jadę do Albanii. Jedno zdanie i wszyscy się uśmiechają. Jadę do Albanii, górzystego kraju setek tysiący bunkrów położonego na południu Europy ze stolicą w Tiranie i kompletnym brakiem autostrad jutro i mam na to dowody. Dowód wpłaty i umowę podpisaną z biurem podróży. Mam nawet dwuczęściowy strój do robienia wolnej przestrzeni na plaży, mam krótkie szorty do odstraszania albańskich gwałcicieli i mam też ostatni krzyk mody czyli pas na przepuklinę noszony pod biustem lub w razie posiadania, w miejscu talii. Przede mną 3 dni jazdy w spiekocie i towarzystwie dziwnych ludzi, w których gronie z pewnością wynajdę sobie jakiś podstarzały obiekt westchnień. Ciężka próba, ale warto ją przejść w perspektywie kolejnych 13 dni, które zdają się składać obietnicę niezapomnienej przygody.
Przygody o różnym zabarwieniu, szczególnie takiej, gdzie bariera językowa nie stanowi problemu. Naughty Ala:> Ale raczej żartuję. Raczej, bo mało jest w naszym ludzkim gronie amatorów mojej urody (kokietujemy?), bo w nadmorskich kurortach nikt nie szuka współmałożonków i koronne "bo": bo jedzie ze mną moja szanowna pani matka. Boję się tego towarzystwa. Nie z tego jednak powodu, że będzie dla mnie jakimś ograniczeniem, ale dlatego, że spędzając ze sobą ponad dwa tygodnie, jedna z nas - najprawdopodobniej - nie wyjdzie z tego żywo. Codziennie się o coś kłócimy, każdy rozpoczęty temat kończy się krzykiem lub, w najlepszym razie, pogardliwym prychnięciem. Nie ukrywam, że najwięcej w tym mojej winy. Jestem sfrustrowana do granic możliwości. Buzują we mnie hormony i niewyrażone emocje, żal i strach przed całkowitą degeneracją, odłączeniem się od świata pozawirtualnego. Pytania o to, dlaczego to ja siedze zamknięta w tym domu, przecież niczego mi nie brakuje, przecież potrafię być uprzejma. Wszystko to wyładowuję na mojej mamie, potrafię być naprawdę okropna, nieprzeciętnie chamska, domagam się by była mi bezwzględnie posłuszna. Wyżywam się na niej gorzej niż to pokazują w filmach o przemocy w rodzinie. Mam wrażenie, że zupełnie ją stłamsiłam i strasznie żałuję tego co robię, ale nie potrafię przestać. Drażni mnie jej widok, jej przekora, jej bezradność, polityczny i religijny fanatyzm, sposób spędzania wolnego czasu, sposób bycia, który tak naprawdę niewiele różni się od mojego. Być może piętnuję w niej to wszystko, czego chciałabym się pozbyć u siebie. Zobaczymy, może teraz, gdy już wyrzuciłam to z siebie, będzie mi łatwiej zmienić mój stosunek do mamy. W razie czego podzieliłysmy już ojro na dwie kupki i wczasować będziemy się odseparowane na dwóch przeciwnych krańcach Durresu.
A moje pierwsze wybory prawdopodobnie zapamietam do końca życia nie tylko z powodu ich smutnej genezy, lecz także miejsca, w którym będę głosować. Procedury nie są dla mnie do końca jasne, ale właściwie większość formalności już dopełniłam i mam nadzieję, że nic nie stanie mi na drodze w wyborze głowy państwa. Trochę agitacji? Taaak, przecież to lubię:> Zasadnicza kwestią, która budzi moje kontrowersje jest oczywiście termin wyborów. Jeśli rozmiar szkód jaki dotknął południowe obszary Polski nie jest wystarczającym dla ogłoszenia stanu klęski żywiołowej, to ja naprawde nie wiem, co musiałoby sie stać, by w opinii osób tą decyzje wydających (Komorowski?) miałoby się stać, by łaskawie ten stan potwierdzić w świetle prawa. Żadne inne klęski żywiołowe chyba nam nie grożą, nie wiem na co oni liczą, na tsunami z Bałtyku? Wybuch ukrytego wulkanu na Śnieżce? Zmasowany atak stonki ziemniaczanej? Komuś widocznie jest to nie na rękę w tym momencie, przy takich sondażach. Mówię otwarcie, głosuję na Kaczyńskiego, choć nie do końca jestem jego zwolenniczką. Moje głosowanie jest bardziej przeciw (Komorowskiemu) niż za(Kaczyńskim). Zagłosowałabym w I turze na Korwina-Mikke, ale jak widze niektóre sondaże, w których Bronek dostaje 50% i powyżej, to naprawdę zaczynam się bać. Oczywiście znamy powiedzenie, że są trzy rodzaje kłamstwa: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystki, ale perspektywa Komorowskiego w Belwederze na tyle mnie przeraża, że jestem w stanie uwierzyć we wszystko. Cóż mogę powiedzieć o naszym Bronisławie... Wygląda na niekompetentnego, nie potrafi przemawiać, raczej nie ma w sobie talentów przywódczych. Tyle jeśli chodzi o warsztat, a co do poglądów... cóż nie jestem zwolennikiem PO i jej ćwierćinteligenckiego elektoratu, którego najlepszym przykładem jest Albercik (dawno, dawno temu o nim pisałam, żaden obiekt westchnień, w pierwszej klasie chodziłam z nim na zajęcia na uniwesytecie). Z duzym zainteresowaniem śledzę wypowiedzi wszystkich artystów udzielających swojego poparcia dla Platformy, jest w nich zaskakująca ilość nienawiści. Mogę wymieniać długo: Andrzej Wajda domagajacy się wystrzelania (jak psy) ludzi o prawicowych pogladach, Zbigniew Hołdys publicznie nazywający Jarosława Kaczyńskiego w sposób niesłychanie wulgarny nawet jak na panujące obecnie standardy (nawet nie chce mi się tego cytować), Wojewódzki, który regularnie para się ośmieszaniem przeciwnków PO i Figurski, współautor szokującego klipu "Po trupach do celu". Dla mnie to wszystko jest niewiarygodne i choć daleko mi do bezgranicznego uwielbienia polityki PiS-u, opowiadam się za kulturą, której zdecydowanie jest wiecej w tym sztabie.