Roweru! Królestwo za rower!
Mam wolną chatę i kompletny brak pomysłów na wykorzystanie tej sytuacji. Bardzo mnie to smuci, ale nie jest to jedyna przyczyna mych zmartwień. Jak już pisałam i jak wszyscy wiedzą, przytyłam do tego stopnia, że boję się zakładać dzinsy, a wyjscia z domu ograniczam do minimum. Co jest oczywiście bardzo nierozsądne w mojej sytuacji, powinnam przecież zainteresować się teraz moim rowerem, ale od kilku juz lat mam z nim na pieńku. Jest stary, a przez to nieobliczalny. Do tego w pamięci utkwiły mi słowa pana z serwisu, który wróżył mu śmierć wraz z początkiem wakacji. Z pewnością nie chciał mi w ten sposób sprzedać roweru z pobliskiego salonu, absolutnie. A ja przecież wcale nie chcę zamienić dobrego choć nieco podstarzałego roweru na lśniący, gładziutko chodzący, budzący zainteresowanie złodziei nowszy model. Wcale a wcale nie chcę wyłudzić pieniedzy od taty, to nie leży w mojej naturze, ale przecież na tym moim rowerze się już jedzić nie da! A już z pewnością nie da się dojechać do Czech. Ciężko mi poruszać ten temat. Miała być wielka pompa, wielkie wyzwanie, wielka chwała, a znów skończyło się na czczym gadaniu. Oczywiście, ja nie popuszczam. Nie pojadę rowerem, to pojadę stopem. Nie pojadę do Czech, to pojadę na Bałkany. W każdym razie nie pozwolę by kolejny raz powtórzył się scenariusz wakacji z telewizorem. Wielkie i znaczące to słowa, lecz niech wie matula, niech zrozumie to ojciec, że pod kloszem wiecznie trzymać mnie nie będą, że ironiczny uśmiech będzie kiedyś musiał zejść z ich twarzy! A wtedy, z waszych połączonych sił, powstanę ja - Kapitan Wojażer! Dzisiaj pojawił się nawet nowy projekt. Z inicjatywą wyszedł Stanisław, który zwierzył mi się, że w te wakacje planuje wraz z dwoma (dwojgiem?) swoimi kolegami wyruszyć w podróż do wiecznego miasta. Nie darzę Włoch szczególną sympatią, a Włochów nie uważam za mężczyzn godnych uwagi w kategorii "kandydat na męża", ale żadnym wyjazdem poza granice Polski i okazją do stania się ofiarą przestępstwa, nie pogardzę. Oczywiście nic nie jest jeszcze zorganizowane, główni zainteresowani nie wiedzą jak się tam dostaną, ani za co, ale właściwie już sam fakt, że się tym zainteresowałam przesądza sprawę i decyduje o tym, że to musi się udać. Choćbym miała sama ich i siebie tam zawieźć. To bardzo głupi pomysł, ale... dyryryryryry... chętnie się go podejmę. Brak mi tylko prawa jazdy i samochodu, ale zarówno pierwszej jak i drugiej rzeczy mozna w dość łatwy sposób zaradzić. Ja kończę prawo jazdy, Stanisław i jego koledzy mają na głowie zalatwienie samochodu. No straszna bzdura i naprawdę nie wiem co ja sobie myślę pisząc o tym, ale zobaczycie. Zobaczycie, zobaczymy, zobaczę Rzym! Veni, vidi....
Matura, matura, wszyscy zapewne są głodni relacji z tego gorącego czasu. Rzeczywiscie miałam w planach opisać to wszystko dzień po dniu z najdrobniejszymi szczegółami, ale jakoś mi się odechciało. Bardziej jara mnie teraz snucie tych fantasmagorycznych wizji o najbliższych miesiącach. Muszę tylko przestać grać w Farmville i Cafe World, bo niedługo laptop przyrośnie mi do brzucha, a wtenczas na próżno szukać przygód i kandydatów na męża. Myślałam tez ostatnio o przefarbowaniu się na jasny blond co by sprawdzić czy to rzeczywiście jest taki wabik na mężczyzn, ale sama nie wiem. Nie każdemu do twarzy z takim blondem, poza tym nie chcę dodatkowo stresować moich włosów. Po tym co przeżywały przez specyfikę ostatnich miesiący przed maturą, naprawdę powinnam im odpuścić. Najchętniej bym je ścięła, ale... że tak powiem nie wszyscy są zwolennikami tego pomysłu...
Aha, matury ustne zdałam. I tym oto enigmatycznym stwierdzeniem zamykam TEN temat.
Dobra, idę zbierać marchewkę...