Odliczanie dni pozostałych do odzyskania...
Ciężko jest pisać mając na głowie maturę, ale biorąc pod uwagę, że za rok powtórka z rozrywki, fakt ten jakoś powszednieje w mojej świadomości i przestaje być tak paralizujacy. Wcale nie chcę pisać w tonie "o Boże, nie zdam, o Boże nie zdam!", bo doskonale wiem, że zdam. Problem jest natury innej, to znaczy: "powyżej 60% procent nie podskoczę i jest już za późno żeby to zmienić", a kto z matury uzyskuje rezultat w granicy tych żenujacych 60%, ten nie dostaje się na studia prawnicze. Zdążyłam zatem przywyknąć do myśli, że "już za rok matura!". I wcale nie jestem nieszczęśliwa z tego powodu. Zobaczymy zresztą co przyniesie maj, jakie będą rezultaty, jak bardzo nie poszczęści się niektórym na matematyce albo komu powiedzie się tak bardzo, że postanowi pójść na politechnikę. Żyję nadzieją, że to odciąży trochę prawo, ale i tak wszyscy wiemy, że nie.
Na tydzień przed maturą mam tez problem innej wagi. Problem nazywa się Malwina. Poważnie przejęła się naszą znajomością i jest przekonana, że nie dość, że nie skończy się ona wraz z otrzymaniem świadectw to jeszcze, że w wakacje jak to na psiapsióleczki przystało będziemy się odwiedzać, chodzić do klubów i sprzedawać truskawki. Jakie to szczęście, że w dzisiejszych czasach zmiana numeru telefonu to kwestia wizyty w kiosku. Gorzej ze zmiana adresu zamieszkania, aaale osobiście nie planuję tu w wakacje spędzać zbyt wiele czasu, poza tym Malwina z tego co słyszałam w planach ma z kolei wyjazd do Holandii, więc coś czuję, że po 6 maja się już nie zobaczymy. Nad czym, oczywiście ubolewam z taką intensywnością, że aż odzyskuję ochotę do życia. Wolność! Nie ważne z jakim wynikiem matury, po prostu wolność. Brak jakichkolwiek kontaktów z tymi pokemonami. Zdjęcie maski osoby wszechtolerancyjnej, arcymiłej, gapowatej, bezradnej, pozbawionej asertywności, nijakiej. Wrócenie do bycia samcem alfa! Hehehe to żem pojechała... Ale mniej więcej wszyscy wiemy o co chodzi. Nigdy wiecej nie dopuszczę do tego by jakiekolwiek stworzenie z rodziny pokemonowatych wpadło na pomysł by się ze mną kolegować. Wiem jak to brzmi, ale kto się oburza, ten po prostu w życiu nie spotkał pokemona albo jest obłudny i udaje, że kocha wszystkich ludzi. Osobiście nie mam ambicji bycia Bogiem, więc nie czuję obowiązku kochania wszystkich ludzi. Dlaczego tak ostro? Bo jestem zła na siebie strasznie, że nie potrafię odmówić Malwinie w twarz. Otóż dziewczatko ubzdurało sobie, że w moim towarzystwie i asyście białych kozaczków (SIC ! ! ! - to nie moja ironia, to życie proszę państwa) pójdzie do klubu. Przełknęłabym ten fakt obecności białych kozaczków, przełknęłabym konieczność siedzenia przez cały wieczór w klubie wypełnionym po brzegi neandertalczykami, ale już tego, że rzecz ma się dziać w najbliższą środę na 6 dni przed maturą, nie sposób zaakceptować. Ten pomysł jest tak absurdalny, że aż nie wiem jak to wyperswadować Malwinie, bo świadczy o jakimś oderwaniu od rzeczywistości, a jak można człowiekowi od tej rzeczywistości oderwanemu racjonalnie wytłumaczyć, że na 6 dni przed maturą wizyta w klubie jest czymś nieprzyzwoitym, jak to przetłumaczyć na język pokemona? Chyba będę musiała się uciec do kłamstwa, że rodzice kategorycznie się sprzeciwili takiemu pomysłowi, ale już sama myśl o jej skrzywionej minie pozbawia mnie chęci życia. Bo to trochę jakby powiedzieć dziecku, że nie idziemy do wesołego miasteczka, podczas gdy ono już o niczym innym nie mówi, ani nawet nie myśli, tylko o tym wyjściu. Trudno, twardym trzeba być, to w końcu już tylko tydzień do wyjścia z paki.