Ja wiem, że negatywna afirmacja i malkontenctwo mogą zdziałać wiele złego, ale nie poradzę nic na to, że mój organizm z głębi swej dobywa zduszony okrzyk "nienawidzę szkoły!". Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę! Szczególnie o 4:30 nad ranem, gdy dzwoni mój budzik. Gdy wstaję, gdy chwieję się na nogach w poszukiwaniu skarpet, wyciągam książki, do których nie zajrzałam wczoraj z powodu permanentnego przemęczenia życiem i siadam na kanapie, i wiem, że równie dobrze mogłam wstać o 6, bo i tak nic w tym czasie nie zrobię a z pracy klasowej dostanę ocenę niedostateczną. Jak bardzo chciałabym rzucić to wszystko w diabły, jak bardzo żałuję, że nie poszłam do gastronomika, miałabym przynajmniej jakiś konkretny fach w ręku, sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem bym była i znała swoją kucharską wartość, a tak... jestem jednym z kilku milionów niedorobionych humanistów, którzy nie potrafią zmienić worka w odkurzaczu przez wrodzone zwyrodnienie kończyn.
Psia mać, już za 15 minut 6... Boję się stawić czoła szkole... Kto to widział by człowiek tak łatwo dawał się upupić przez szkołę, by udawał głupiego uczniaka, który ucieka z lekcji, narzeka na belfrów... Nienawidzę! Nienawidzę! Nienawidzę! Ale jedną pozytywną rzecz w całym tym zamieszaniu dostrzegam: doszłam do wniosku, że nie lubię się uczyć (zwłaszcza tak istotnych rzeczy jak nazwa tomików wierszy tych wszystkich grafomanów albo ich życiorysów, po kiego grzyba? Po kiego się pytam, skoro nic z tym dalej nie zrobię, gwoździa nie wbiję, zmywarki nie naprawię! Odkąd wynaleziono druk, więcej, stworzono internet, nie jest koniecznym zagracać tym sobie głowę, XXI wiek, drodzy państwo od edukacji! Czas w końcu w niego wejść.) A skoro już doszłam do wniosku, że nie lubię się uczyć, że wolę życie poznawać, to chyba (tutaj ostrożnie, bo własnie straciłam pewność) rzeczywiście nie powinnam iść na to prawo. Szczególnie, że są to studia jednolite, więc jak powiedzmy po trzech latach nauki życie by mi zbrzydło i postanowiłabym je diametralnie odmienić, to nie miałabym nawet licencjatu z tej dziedziny, a więc formalnie przez te 3 lata nie robiłabym nic. Nie wiem... pożyjemy zobaczymy, na razie najbardziej liczy się matura.
Matura i mój wyjazd:))))))) Muszę się pochwalić, że wczoraj kupiłam sakwy i bagażnik. Jak wszystko dobrze pójdzie, to jeszcze w tym tygodniu powinny być. Tak mi się przynajmniej zdaje... i taką mam nadzieję. Miałam jeszcze napisać, że zaczynam pracę nad moją kondycją, ale właśnie słyszę budzik, a to oznacza, że mama już wstała. Nie chcę żeby mnie tutaj zobaczyła, bo słusznie zaczyna się martwić o to, że tyle przesiaduję przed komputerem.