Jutro podbiję świat.
Klęska. Klęska na całej linii, od tygodnia. Od tygodnia bowiem próbuję sobie zrobić "dzień bez jedzenia", co kończy się na wieczornym pochłanianiu wszystkiego, co akurat znajdzie się w zasięgu mojego wzroku. Czuję się jakbym dobiła 90 kilo:/ Będzie jojo, czuję to wszystkimi porami. Myśl o tym, że właśnie beztrosko żegnam się z szansą zawładnięcia nad światem wzbudza we mnie frustrację. Muszę się wziąć w garść. Z dietą i z nauką. Nie będzie mną rządzić byle pączek, makaron nie będzie decydował o tym z kim będę spała o nie! Nie pozwolę zepchnąć się na margines, nie będę żyć w cieniu pięknych i bogatych! Ten rok, będzie rokiem mojego tryumfu! Tak!
Którego oczywiście nie przedstawię, bo... muszę oddać laptopa.