Właśnie mi notkę skasowało :/ Ale nie będę nikogo gryźć. To już ten etap, w którym jest się bezsilnym wobec ogromu zła jakie zostało we mnie wymierzone. No tak, ale jeśli nie powtórzę tego co już pisałam, to się okaże, że tak naprawdę nie mam nic do powiedzenia. Tak jak w tytule, mam na pieńku z oświatą, zimą i dodajmy do tego jeszcze kurierów GLS - u (zapamiętajcie: GLS - u!), którzy, zawsze wybiorą sobie taką godzinę na dostarczenie przesyłki, żeby przypadkiem was, ani nikogo z waszej rodziny nie było w domu, albo żebyście właśnie roznegliżowani szykowali się do kąpieli i niechcący nie zdążyli im otworzyć. Widocznie taką mają politykę chłopaki. A paczki tej wyczekiwałam jeszcze przed świętami, po świętach właściwie całe dnie siedziałam z nosem przy szybie i nic, a teraz, gdy przyszła, musiałam się fatygować na sam koniec tej przytłaczającej metropolii zwanej Olsztynem, by łaskawie została mi wydana! Foch! Foch! Foch! Foch!
W ogóle, przesyłka przyszła, ale bez kubka termicznego... Oczywiście wiedziałam o tym wcześniej, ponoć tym ze sklepu przysłali kubki uszkodzone, więc to i lepiej, że mnie nie wpuścili w kanał, ale przez to doszła dodatkowa fatyga... Jak zaczęłam się nad tymi kubkami zastanawiać, to w końcu naciągnęłam się na taki przeznaczony do warunków ekstremalnych, co za tym idzie odpowiednio droższy, dodać do tego koszty przesyłki... czuje się wydupczona, zwyczajnie. Na co mi kubek, który trzyma ciepło przez 6 godzin? Niemądre dziecko... W ogóle nie powinnam robić zakupów w godzinach nocnych, wtedy nabieram dziwnego przekonania, że wszystko mi się przyda. Tu trzeba powiedzieć stop! Jak tak dalej pójdzie, to nie uzbieram na mojego uroczego Garmina i jak ja wtenczas trafię do Czech? A tam, się pieszczę zwyczajnie ze sobą, a to przecież ma być taka podróż - inicjacja, zasmakowanie życia (wam też to kiczowato brzmi?) w spartańskich warunkach. Co to za sztuka dojechać z nosem w ekranie GPS - u (nie GLS - u)
Z rzeczy najważniejszych mam już niemal komplet. Jest namiot (5), karimata (1) jest, jest menażka (2), plastikowy widelec z funkcją łyżki i noża (3), jest ręcznik szybkoschnący (4), scyzoryk (7) i lampka na czoło (6), żeby udawać kosmitę. Muszę jeszcze zamówić sakwy rowerowe, ale nie podoba mi się ich cena. Za 35 litrów i względna nieprzemakalność życzą sobie 220 złotych, do tego należy jeszcze doliczyć bagażnik za połowę tej kwoty i koszty wysyłki. Dla mnie to lekkie zdzierstwo, ale przez wrodzony snobizm i tak tego zakupu dokonam. Może uda się uniknąć kosztów wysyłki, bo szczęśliwie siedzibę ( co mi tu podkreśla, że niby siedzibęęę? przez ę? Dziwne rzeczy!) mają w Białymstoku, który jest regularnie odwiedzany przez mojego brata, mam nadzieję... I tak to się sytuacja przedstawia. Poniżej zamieszczam zdjęcie, żeby nie było, że to tylko moje czcze przechwałki, przygotowania idą pełną parą, a z pewnością lepiej niż w sprawie matury, aaale cichooo szaaaa!:)
W rogu Herling - Grudziński, żeby nie było:)