Przegląd tygodnia...
W czwartek byłam z Filipem w Toruniu, złożyliśmy papiery i pokręciliśmy się trochę po mieście. Niestety po raz kolejny i to właściwie dwukrotnie (chociaż jeden był przyjemny) przekonałam się, że świat jest mały. Najpierw na starówce spotkałam gościa od skrzydeł na plecach, z którym miałam przeżywać upojne chwile w Albanii, choś bardziej adekwatnym słowem byłoby "minęłam", ale z drugiej strony nie było to takie niepozorne minięcie się; facet zauważył mnie i był szczerze zdumiony tym kogo widzi, lecz ja przeszyta dreszczem odwróciłam głowę, nie prowokując niepotrzebnych rozmów. To nie była Albania, a on w polskiej rzeczywistości wyglądał nadzwyczaj przeciętnie. Pod sam koniec naszej wycieczki spotkaliśmy natomiast Kacpra i to był ten szalenie nieprzyjemny dowód na małość świata. Raczej nie kojarzycie Kacpra, choć na początku mojej kariery w I LO zdarzało mi się o nim wspominać. Kacper to kolega z klasy, a oprócz tego poeta. Tragiczny przypadek, człowiek zadufany w sobie, jakby odcięty od rzeczywistości, a jednocześnie zakompleksiony, nudny do granic możliwości, nauka historii to przy nim film sensacyjny najwyższego sortu. Pozer przez duże "P" i jedynak, co właściwie tłumaczy wszystko co powyżej... I otóż ten Kacper, o czym wiedziałam już dwa dni wstecz, dostał się niestety na prawo w Toruniu. Ciężko było mi się pozbierać po tej informacji i już myślałam, że poradziłam sobie ze świadomością tego, że przez kolejne 5 lat (daj Boże!) będę z nim siedzieć na wykładach i wracać jednym pociągiem, lecz oto zły los wymierzył we mnie kolejny cios. Spotkałam go na tym dworcu i stało się jasne, że będę mu musiała poświęcić dodatkowe 3 godziny z mojego życia, gdyż wracamy tym samym pociągiem. Jedynym, który mnie uratował przed wyskoczeniem z okna jadącego pociągu był Filip, który dzielnie wziął na siebie obowiązek rozmowy z Kacprem i słuchania jego wysublimowanych żartów, podczas gdy ja mogłam się zająć czytaniem gazety. Czy nie łatwiej byłoby zdradzić Kacprowi swoje poglądy na jego osobę? Ehh, ale to byoby takie nieuprzejme! Niestety, to chyba bardziej moja troska o własny tyłek i strach przed nieprzyjemnościami niźli wyjątkowo dobre maniery.
Tak się zastanawiam czy coś się w przestrzeni pozawirtualnej stało, co mogłabym opisać...
W środę byłam z Itą w olsztyńskim amfiteatrze na kabaretach. Bardzo podrzędne składy, ale na koniec miał występować Artur Andrus, więc bardzo się zapaliłam do tego wyjścia. Niestety, spodziewany koniec bardzo się w czasie wydłużył i musiałyśmy wyjść przed występem boskiego Andrusa, ale na szczęście, na samym początku zostałyśmy wpuszczone przez kulisy (jeden z występujących był kolegą Ity) i tam niemal otarłam się ramieniem o pana Artura i kilka chwil później mogłam obejrzeć króciutką próbe jego występu, to mi po części zrekompensowało brak finału na backstage'u :> Poza nim, wzdychałam sobie jeszcze do jednego członka kabaretu, ale właśnie się dowiedziałam za pomoca googli, że żonaty i dzieciaty, więc temu panu już podziękujemy... i sobie chyba też.
Andrus ma - podejrzewam - głupie poglądy polityczne, ale lubie jego poczucie humoru..
Brak stresu związanego z pobytem w pewnym olsztyńskim liceum sprawił, że przestałam obgryzać paznokcie. Bez żadnego wysiłku, z dnia na dzień. Rosną i rosną i nie wiem co z nimi zrobić, nie pamiętam już kiedy miałam paznokcie tej długości, własciwie przeszkadzają mi w pisaniu na klawiaturze...
Też macie wrażenie, że taka jakaś się zrobiłam wypalona, że już nic mnie się nie chce opisywać?
Dodaj komentarz